PodróżePrzygoda

Turcja, przygoda off-road – kawałek Azji na wycągnięcie ręki

Turcja off-road – nasza turecka przygoda. Decyzja o wyjeździe do Turcji, podobnie jak wszystkie nasze poprzednie przygody, nie była gruntownie przemyślana. Ot, kolejny kierunek, po którym nie do końca wiemy czego się spodziewać, ale jedziemy bo na fotkach publikowanych w social mediach wyglądała bajkowo. I taka faktycznie okazała się Turcja, do tego jest to kraj pieknelnie przyjazny przygodzie off-road. Nieziemskie widoki, zróżnicowane tereny, pustynie, lasy, morza i góry. A do tego świetne drogi, dobre jedzenie, bardzo otwarci ludzie i niskie ceny. Brzmi dobrze, prawda?

Turcja – przygoda off-road z Dusterem w tle

Koniecznie zobacz również film z wyprawy Dusterem po Turcji!

Zafascynowani zdjęciami z forów i blogów podróżniczych przygotowaliśmy sobie wstępną listę, co chcemy zwiedzić. Jako Duster Off Road Team Poland utrzymujemy przyjacielskie stosunki z Dusterowymi klubami w całej Europie, dlatego postanowiliśmy dodatkowo dopytać przyjaciół z Duster Team Off-Road Turcja o to, co obowiązkowo trzeba zobaczyć w Turcji. Otrzymaliśmy całe mnóstwo miejscówek i już wiedzieliśmy, że będziemy musieli mocno przebierać w tym, co zwiedzimy. W ten sposób bez konkretnego planu, ale naładowani pozytywną energią, ruszyliśmy w kierunku krańca naszego kontynentu. Licząc małą drzemkę w aucie, w ciągu 24 godzin dotarliśmy z Polski nad Morze Egejskie, jedno z czterech mórz, nad jakimi będzie nam dane biwakować podczas tej wyprawy. Wiedząc o długim postoju na przejściu granicznym Bułgaria/Turcja, wybraliśmy się do Greckiego Aleksandropolis. Po śniadaniu na plaży przekroczyliśmy granicę Turecką od strony Grecji.

Gallipoli

Malowniczy półwysep Gallipoli jest pełen małych zatoczek i malowniczych plaż. Z jego klifów rozciągają się piękne panoramy, a zachodzące słońce wygląda bajecznie, znikając za widocznymi z brzegu Tureckimi i Greckimi wyspami. Półwysep od Azji oddziela równie malownicza cieśnina Dardanele. Można ją przekroczyć promem lub otwartym raptem w marcu tego roku mostem Cannakale 1915, nazwanym tak na cześć bitwy o Cannakale. Przeprawa dzierży obecnie miano najdłuższego mostu wiszącego świata (4608m), dlatego nie mogliśmy sobie odpuścić przejazdu tym cudem. W ten sposób znaleźliśmy się po Azjatyckiej części Turcji.

Canakkale i Troja

Poza umiejscowieniem w pobliżu cieśniny Dardanele oba miejsca łączy jedna rzecz – Koń Trojański. W pierwszej kolejności trafiliśmy do nadmorskiej miejscowości Canakkale. Tam na promenadzie, w niemal w samym centrum miasta, stoi sporych rozmiarów makieta Konia Trojańskiego. Ów makieta była używana w stworzonym z rozmachem filmie „Troja” z 2004 roku. Po zakończeniu zdjęć eksponat trafił na ulice miasta. Ta „prawdziwa” Troja ma swoją własną replikę Konia Trojańskiego, ale jej prawdziwym sercem jest otwarte dla turystów stanowisko archeologiczne i pozostałości po starożytnym mieście. W Canakkale szukając punktu widokowego na miasto, znaleźliśmy takowe, eksplorując okoliczne góry. Pech jednak chciał, że był on w bezpośrednim sąsiedztwie siedziby żandarmerii i zostaliśmy poproszeni o opuszczenie terenu. Jak się potem okazało, był to jeden z wielu naszych bezpośrednich kontaktów z Tureckim wojskiem, którego na ulicach tego kraju jest naprawdę ogrom.

Izmir

Po zwiedzeniu zachodniego wybrzeża trafiliśmy do miejscowości Izmir. Potężne miasto pełne wieżowców i wąskich uliczek, przepychu, ale też i biedy. Swój największy urok ujawniło po zachodzie słońca. I owszem, wszechobecne neony i świecące we wszystkich kolorach tęczy budynki robiły ogromne wrażenie. Jednak to, co nam najbardziej zaimponowało, to integracja Tureckiej społeczności. Nocne życie zupełne inne od naszego – dziesiątki publicznych, ogólnodostępnych grilli w parkach i na promenadach. Tutaj wyczynem jest znaleźć jakiś wolny stolik lub grilla. Całe rodziny, grupki znajomych, wszystkie możliwe pokolenia. Bez hałasów, bez krzyków, głośnej muzyki. I tak do późnej nocy, a niektórzy nawet do białego rana.

Pamukkale

Jakbym miał wskazać miejsce, które lepiej wygląda na zdjęciach w przewodnikach niż na żywo – to byłoby właśnie Pamukkale. Owszem, wapienne tarasy wkomponowane w górę wyglądają jak sceneria z obcej planety. Jednak pora sucha, na którą trafiliśmy i dziesiątki autokarów dowożące setki turystów zabrały cały urok temu miejscu. Za to dużo mniej oblegany Hierapolis, czyli ruiny miasta z II wieku p.n.e. robią piorunujące wrażenie, zwłaszcza świetnie zachowany amfiteatr jest miejscem, w którym można siedzieć godzinami. Podjechaliśmy zboczem góry Cokelez na nieco większą wysokość. Niedaleko miejsca startu paralotni trafiliśmy na punkt widokowy. z którego rozpościera się niesamowita panorama sięgająca od samego Hierapolis, przez wapienne Pamukkale, po oddalone o wiele kilometrów górskie pasmo.

Turcja, przygoda off-road – Południowe wybrzeże – riwiera turecka

Brzegiem Morza Śródziemnego dotarliśmy do Anamuru. Bajeczna trasa, podobnie jak Makarska Riviera prowadzi zboczami gór, gdzie z jednej strony widzimy bezkres morza a z drugiej fantastyczne formacje skalne. Do części zatoczek można dojechać górskimi dróżkami i licznymi serpentynami, do niektórych dojść tylko pieszo. Z wielu takich odwiedzonych przez nas miejsc na szczególną uwagę zasługuje Delik Deniz w zatoce Kral, gdzie morze o pięknym błękitnym kolorze dostaje się przez mały przesmyk w formacji skalnej, tworząc pięknie kontrastującą scenerię. W okolicach Antalyi zaliczyliśmy kaniony Goynuk i Sapadere. Miejsca pełne wodospadów tworzonych przez górskie strumyki. A jeśli o wodospadach mowa – Duden w Antalyi, wpadający bezpośrednio do morza, to jeden z piękniejszych wodospadów, jakie było nam dane w życiu oglądać.

Kapadocja

Drogę z Anamuru do Kapadocji pokonujemy bocznymi drogami. W krótkim czasie wznosimy się z poziomu morza na ponad 1700m. Sam region Kapadocji znajduje się na wysokości około 1000m i jest prawdziwym rajem dla miłośników off-roadu. Potężna przestrzeń, górki, podjazdy, mnóstwo dróg szutrowych i towarzyszący nam cały czas widok jak z obcej planety. Charakterystyczne formy skalne i całe miasta wydrążone w skałach ściągają całe rzesze turystów.

Dzięki podpowiedziom naszych Tureckich przyjaciół udaje nam się znaleźć na nocleg wolną od turystów górkę pomiędzy Uchisarem a Goreme. Z jednej strony mamy widok na rozświetlony nocą zamek, z drugiej na tętniącą życiem dolinę. Na prawdziwy spektakl trzeba jednak poczekać do 5 rano. Na okolicznych wzniesieniach i w dolinie widać rozpalające się w coraz większych ilościach płomienie balonów. Z każdą minutą jest ich coraz więcej, a okoliczne górki zaczynają się zapełniać samochodami i obserwatorami.

Na krótko przed wschodem słońca na niebie pojawia się około setka balonów. Słońce zaczyna się wyłaniać zza horyzontu, na którym w oddali króluje wulkan Erciyes Dagi, blisko 4-tysięcznik, przyćmiewający swoim ogromem okoliczne wzniesienia. Niektóre balony zaczynają lądować, kolejne dopiero się wznoszą. I tak do momentu aż słońce wzniesie się już wysoko. Wyjątkowe przedstawienie, dla którego warto było wyrwać się ze snu w środku nocy.

Jeziora Salda i Tuz

Tureckie jeziora są wyjątkowo urokliwe, a przy tym zarazem bardzo zróżnicowane. Jezioro Salda niektórzy nazywają Tureckimi Malediwami. Woda jest krystalicznie czysta i bardzo ciepła, mimo, że jest końcówka września. Intensywnie niebieski kolor wody w połączeniu z białymi plażami zachęca do rozbicia się na dłużej. Tym bardziej że sam dojazd do jeziora jest dość prosty a miejsca do biwakowania naprawdę dużo.

W drodze do Ankary stajemy nad jeziorem Tuz. Szukając punktu widokowego, trafiamy znowu na teren żandarmerii. Kiedy zatrzymuje nas wartownik, odruchowo za pomocą lusterka na teleskopie sprawdza podwozie naszego Dusterka pod kątem obecności materiałów wybuchowych. Tłumaczymy, że my turyści więc wskazuje nam, gdzie jest oficjalny dojazd do jeziora. Tuz to jezioro o zasoleniu większym niż Morze Martwe. Trafiliśmy akurat na porę suchą, kiedy to jeziora… prawie wcale nie ma. Stając na białym od soli brzegu, widzimy, a właściwie nie widzimy niczego aż po horyzont, według miejscowych aż 80 km pustki. Bezkres płaskiej i krystalicznie białej od soli pustyni.

Ankara

Stolicę Turcji widać już z daleka. Rozciąga się na horyzoncie, pokrywając wiele przyległych do siebie wzniesień. Miasto samo w sobie jest ciasne, spory ruch sprawia, że klaksony słychać bez przerwy i z każdej strony. Dużo wąskich, ciasnych i stromych uliczek czyni z jazdy po stolicy Turcji fajne doświadczenie. Nocą tętni życiem jak każde inne miasto w Turcji. Z tą różnicą, że tutaj mamy jeszcze więcej wojska i policji na ulicach. Trochę jesteśmy zawiedzeni, że do Anitkabir czyli mauzoleum założyciela Turcji – Ataturka nie można się dostać po zmierzchu.

Na teren mauzoleum udaje nam się dostać porankiem następnego dnia. Wstęp na teren Anitkabiru przypomina kontrole na lotnisku. Żandarmeria, bramki, prześwietlanie bagaży i sprawdzanie samochodów. Warto zaznaczyć, że bramki w Turcji są wszędzie: w muzeach, urzędach, a nawet galeriach handlowych. Po wejściu na teren mauzoleum okazało się, że mieliśmy nie lada farta. Oficjalne uroczystości z udziałem wojska przeprowadzała jedna z uczelni, dlatego mieliśmy okazję zobaczyć przemarsze różnych tureckich formacji wojskowych oraz zmianę warty.

Stambuł – Turcja, off-road z lokalnym teamem

Wybrzeżem Morza Czarnego, zaliczając po drodze kilka urokliwych zatoczek, dotarliśmy do Stambułu. Kiedy myśleliśmy, że widzieliśmy już największe miasta Turcji, Stambuł szybko nas sprowadził na ziemię. Jest to przeogromna metropolia (16 milionów ludzi!) ale stwierdziliśmy jednogłośnie, że najładniejsze z dotychczas odwiedzonych przez nas miast. Duża w tym zasługa naszego przyjaciela Sinana z Duster Team Turkye, z którym mieliśmy w Stambule spotkać się, zbić piątkę i wymienić barwy klubowe, a skończyło się wspólnym dwudniowym skakaniem z Azji do Europy. Oczywiście zwiedziliśmy stambulskie „must see” jak Błękitny Meczet , Hagia Sophia czy Kryty Bazar. Sinan zabrał nas między innymi na akwedukt Malov, meczet i górę Camlica, najstarszą w Europie (po Londyńskim metrze) podziemną kolej Tunel czy Istiklal Caddesi z charakterystycznym czerwonym tramwajem. Potężne wrażenie robią podziemia z ogromną, mieszcząca się bezpośrednio pod miastem, starożytną cysterną.

Stambuł nocą – niesamowita panorama

Wisienką na torcie była jednak góra, na którą Sinan zabrał nas nocą. Warto wspomnieć, że nasz przewodnik jest strażakiem w Stambule i postanowił nas zabrać znanymi tylko sobie, a niedostępnymi dla normalnego ruchu, drogami pożarowymi. Mówił, że widok będzie przedni, ale to co zobaczyliśmy na miejscu sprawiło, że zmiękły nam nogi. Autentycznie panorama niemal 360 stopni na cały Stambuł, cieśninę Bosfor i Morze Marmara. Miejsce, o którym wiedzą tylko miejscowi, z zasypaną drogą dojazdową i do przekroczenia rowem, na którym omal nie powiesiliśmy Dustera. Było warto, ta panorama będzie mi się śniła jeszcze długo po nocach. Jeden z wielu argumentów za tym, aby wrócić wkrótce do Turcji. Na dużo dłużej.

O naszych wyprawach poczytacie także w czasopiśmie off-road.pl!

Pamiętajcie o subskrypcji naszego kanału YT żeby nie przegapić najnowszych filmów!

TAG Turcja off-road; Co zwiedzić w Turcji?; Podróże off-road Turcja; Czy warto jechać do Turcji?; Wycieczka do Kapadocji; Kapadocja off-road; Co zwiedzić w Kapadocji? Istambuł off-road; Co zwiedzić w Istambule i Ankarze?